« Wróć...

Krzysztof Klajs - Pokusa wolności. Kolumb, Kopernik, Chopin i hipnoza.

Metafora jest tym, co opowiadając o jednej rzeczy, opowiada też o różnych innych. Chciałem opowiedzieć kilka historii, które to ukażą. 
Pierwsza historia rozpoczyna się w grudniu, gdy spędziłem tydzień w domu Normy i Philipa Barretta. Są to starsi Państwo, którzy kilka dni wcześniej świętowali sześćdziesiątą piątą rocznicę małżeństwa. Podczas mojej wizyty codziennie opowiadali różne historie. Lubiłem ich słuchać, ale widać było, że dla nich opowiadanie również stanowi przyjemność. Myślę, że słuchanie historii opowiadanych przez tych, którzy lubią opowiadać, jest miłe.


Norma opowiedziała, że jej ojciec przypłynął z Polski do Ameryki na statku. Nie miał pieniędzy na bilet, więc zaciągnął się jako członek orkiestry na statku - swoją muzyką zapłacił za bilet. Norma chętnie śpiewała piosenki, które usłyszała od swojego ojca. W opowieściach pojawiał się też ich Nauczyciel - Dr. Erickson. Jedno jego zdanie utkwiło mi szczególnie w pamięci: „Ludzie zbudowali piramidy dawno temu, więc człowiek może wszystko.” Zastanawiałem się, co to znaczy i co mógł mieć na myśli schorowany, starszy człowiek siedzący na wózku inwalidzkim mówiący, że człowiek może osiągnąć wszystko. Chwilę potem zdałem sobie sprawę, że ja znalazłem się w Kalifornii ze względu na to, co zrobił Erickson, mimo, że usłyszałem o nim siedem lat po jego śmierci. Podczas Kongresu wielokrotnie pomyślałem, to wszystko dzieje się dzięki niemu.


Wydaje mi się, że stwierdzenie „człowiek może wszystko” może oznaczać wiele różnych rzeczy, nawet sięganie wyobraźnią poza horyzont niemożliwy do wyobrażenia.

 

KRZYSZTOF KOLUMB

Osobą, której udało się sięgnąć poza taki horyzont był Krzysztof Kolumb. Do dziś nie wiemy, w jakiej rodzinie się urodził. Istnieje wiele koncepcji dotyczących tego, jaka to była rodzina. Jedna z koncepcji jest nawet taka, że jest jednym z nieślubnych dzieci Polskiego Króla Warneńczyka, który wcale nie zginął pod Warną. Nie wiemy, skąd pochodził, ale wiemy, co zrobił. W pewien piątkowy poranek wypłynął z Półwyspu Iberyjskiego na zachód, mimo, że stary żeglarski przesąd mówi, że w piątki nie wypływa się z portu. Jednak, to była najmniejsza z reguł, jakie przekroczył.


Popłynął na zachód, ponieważ sądził, że dopłynie do drugiej strony Azji. Część z oświeconych ludzi wierzyło już wtedy, że Ziemie jest okrągła. Jednak, wszyscy wiemy, że czym innym jest wierzyć w coś, a innym doświadczyć. Większość ludzi była przekonana, że jak w miejscu, gdzie ocean się kończy jest krawędź, za którą spadają statki i nigdy nie wracają. Możemy wyobrazić sobie, jak Kolumb musiał się denerwować, gdy płynęli i płynęli i nie widzieli żadnego lądu. Kolumb wypatrywał lądu, ale większość jego ludzi wypatrywała czeluści. W końcu udało się i zobaczyli ląd. Kolumb przebył tę drogę cztery razy i po tym odkryciu, świat już nigdy nie wyglądał tak samo.


Kolumb odbył realną podróż. Nasi pacjenci często podejmują realne kroki – wyprowadzą się z domu, zmieniają miejsce pracy, a my, jako terapeuci czasem mamy nadzieję, że wiemy dokąd płyniemy.

 

MIKOŁAJ KOPERNIK

Następnym podróżnikiem był Mikołaj Kopernik. Trudno o nim powiedzieć, że był w klasycznym rozumieniu podróżnikiem, ponieważ przez całe życie przeniósł się o niecałe 200 km. Część życia spędził w Toruniu, a część we Fromborku. Wygląda na to, że Kopernik wybrał się w podróż kosmiczną. Podróż tę możemy określić, jako kosmiczną ze względu na dwa wymiary. Wszyscy ludzie widzą, że słońce wstaje na wschodzie i zachodzi na zachodzie. Miliony ludzi od zawsze widzi to w ten sposób – że to Słońce krąży dookoła Ziemi i gwiazdy i planety poruszają się po niebie. Jedna osoba miała odwagę swoją wyobraźnią i swoją wiedzą naukową zobaczyć to w inny sposób.


Każdy, kto pracuje z rodzinami i wie, co znaczy termin „identyfikowany pacjent” z reguły wie, że identyfikowany pacjent widzi ze swojej perspektywy inaczej niż wszystkie pozostałe osoby w rodzinie. Po takim odkryciu rodzina nigdy nie wygląda już tak samo, jeśli ktoś usłyszy głos tej osoby. Choćby wszyscy wcześniej widzieli, że jedna osoba jest chora, a pozostałe zdrowe, to po dobrych sesjach terapii rodzinnej przestaje być to oczywiste kto, krąży wokół kogo. Okazuje się, że różne oczy patrzą z różnych perspektyw, a pytanie, co jest wiarą, co nauką, a co doświadczeniem obiektywnym i subiektywnym staje się zupełnie innym kontekstem.


Wiemy też, że pacjenci psychiatryczni – Ci, którzy mają psychozy, miewają urojenia widzą często prawdy, które z jakiejś perspektywy dałoby się za prawdę przyjąć. Nie jest to pewne, jak Kopernik byłby przyjęty dzisiaj, zwłaszcza gdyby przyszedł, jako emocjonalne dziecko z rozpoznaniem od dawna stawianym przez różnych specjalistów, a rodzice upieraliby się, że słońce wschodzi na wschodzie, a zachodzi na zachodzie. Oczywiście, jeśli terapeuta chce pełnej współpracy ze strony rodziców, to są oni w stanie przyjść i potwierdzić, że słońce wstaje na wschodzie i zachodzi na zachodzie.

 

FRYDERYK CHOPIN

Następnym podróżnikiem był Fryderyk Chopin. Urodził się w rodzinie, gdzie było czworo dzieci. Był jedynym chłopcem wśród rodzeństwa – miał dwie starsze siostry i jedną młodszą. Młodsza umarła, gdy był jeszcze chłopcem. Umarła na chorobę, która później była rozpoznana u Chopina. Dziś toczy się spór, czy rzeczywiście była to ta sama choroba. Możemy sobie wyobrazić, co to może oznaczać, jeśli się wie, że ma się taką samą chorobę, na którą właśnie zmarło młodsze rodzeństwo. Chopin miał jednak wielkie szczęście, ponieważ spotkał nauczyciela, który powiedział mu niezwykłe zdanie „Nauczyłem Cię wszystkiego, co potrafię i teraz musisz znaleźć lepszego nauczyciela, który nauczy Cię jeszcze więcej. Potem jeśli będziesz chciał, podzielisz się tym wszystkim.”


Muzyka Chopina jest podróżą w zupełnie inną stronę. Nie jest podróżą za morza i oceany, nie jest też podróżą w kosmos. Leon Botstein – dyrygent i  dyrektor artystycznym American Symphony Orchestra, mówił w ten sposób o Chopinie „Zadaję sobie pytanie, co zatrzymuje uwagę ludzi kiedy słuchają muzyki, co ludzie myślą, że słyszą. Chopin zrobił kilka niezwykłych rzeczy. Rozwinął muzykę, jako język wewnętrzny tajemnicy w czasach utrudnionej publicznej wymiany zdań. Stworzył przestrzeń prywatną i intymną, wtedy gdy publiczne wypowiedzi były niebezpieczne. W związku z tym muzyka stała się formą wyrażania uczuć, których nie można było okazywać. Docierało się do tych uczuć wyłącznie przez słuchanie. Kiedy widzę, że Ty słuchając muzyki płaczesz, to ja widzę to, ale nie znam powodu tego płaczu. Także Ty możesz widzieć, że ja płaczę, ale nie wiesz dlaczego. Za pośrednictwem muzyki można wyrazić rzeczy ,których nie da się wyrazić językiem, gdyż jest on za ubogi.”


Przypomina mi to sytuację, jak kiedyś byliśmy z moją córką na Wszystkich Świętych na cmentarzu. Ona studiowała wtedy etnologię i miała za zadanie posłuchać, o czym rozmawiają ludzie w ten dzień na cmentarzu. Zarówno ona, jak i ja byliśmy zdumieni, że ludzie rozmawiają o banalnych sprawach – o obiedzie, psie, samochodzie. Każdy wie, że zwłaszcza wieczorem we Wszystkich Świętych na cmentarzu dzieje się coś szczególnego, jednak język jest banalny. Nie wiadomo, jak opowiedzieć o tym, co jest wewnątrz tego dnia, jednak wiadomo, że jest to coś niezwykłego. Chopin pozwalał na odnalezienie w sobie głębi przeżyć, której inaczej słuchacz nie umiałby odkryć w sobie. Często nie miałby słów, aby to opowiedzieć. Muzyka jest jedną z dróg służących, aby przypomnieć nam o naszym niepowtarzalnym człowieczeństwie, pojedynczości, ponieważ każdy nadaje swoje znaczenie. Można tez powiedzieć, że muzyka formułuje się w akcie słuchania. Nie ma jednej muzyki, jest jeden zapis nutowy.


Mówimy, że podczas transu pacjent nadaje własne znaczenie. Trudno jest wyrazić to słowami, jednak w środku dzieje się wiele. Mamy ograniczony zakres słów, którymi możemy opowiedzieć, co się w nas działo lub dzieje, ale dzieje się znacznie więcej niż jesteśmy w stanie opowiedzieć słowami.


Erickson napisał w liście do jednego ze swoich kolegów zdanie „Pacjenci często korzystają z doświadczenia transowego, gdyż trans uwalnia od wysiłku na poziomie świadomym.” W tym liście nalegał, aby zwrócić uwagę na wartość transu. Często słyszymy od pacjenta informację po transie, że coś się zdarzyło, coś ważnego, ale nie potrafię o tym powiedzieć. Słowa nie są w stanie tego wyrazić.
Chcę też opowiedzieć o jednym pacjencie. Miał nieco ponad trzydzieści lat, własną firmę, nie był żonaty, nie miał dzieci. Był bardzo bogatym młodym przedsiębiorcą. Powiedział, że nie ufa sobie. Chorował od czternastu lat. Od czasu do czas podejmował leczenie, a potem je przerywał. Miał też dwie hospitalizacje w wieku osiemnastu, dziewiętnastu lat. Był bardzo skoncentrowany na objawach i powiedział, że jego objawy mogą mieć trzy scenariusze – albo robię „swoje głupoty” – tak nazywał rytuały kompulsywne, albo „się zaprę i przez godzinę lub dwie tak się męczę, że co prawda objawów nie mam, ale jestem tak zmęczony, że już nic nie mogę zrobić albo idę spać.” lub trzecie „chwycę się jakiejś myśli i uda mi się uspokoić”.


Brzmi obiecująco dla terapeuty, bo pacjent wskazuje drogę – gdyby udało się skupić jego uwagę na trzecim rozwiązaniu, byłby to dobry sposób. Robiłem wszystko, co potrafię, żeby skorzystać z obszaru „chwycę się jakiejś myśli”. Pacjent przychodził na sesje, ale nie wydawało mi się, że współpracuje. Po pewnym czasie odpuściłem i pomyślałem, aby płynęło to w taką stronę, jaką ma płynąć – z wiatrem, albo z prądem, przestałem być zadaniowy, po prostu słuchałem jego opowieści, głównie opowieści o zmaganiach z ojcem lub o zmaganiach ze swoim ciałem, co u niego się bardzo przeplatało. Gdzieś płynęliśmy, ale ja nie bardzo wiedziałem dokąd płynę. Wiedziałem tylko, że to nie ja trzymam ster w ręku i nie ja napędzam wiatr i prąd. Pacjent powiedział „coś się zaczyna zmieniać w moim życiu, bo zaczynam próbować nowych zachowań, a dawno się coś takiego nie działo.” Powiedział też, że ”zwłaszcza gardło mu się rozluźniło”. Nadal nie wiem, kto prowadził terapię.


Na zakończenie chcę opowiedzieć o jeszcze jednym pacjencie. Miał pięćdziesiąt lat, był żonaty, miał córkę. Cierpiał na chorobę nowotworową. Jego stan było określany jako stan terminalny i dlatego terapia odbywała się w domu pacjenta, w pokoju w którym leżał. Ten Pan widział i słyszał, ale mówił z trudem. Po pierwszej sesji zastanawiałem się, co mogę zrobić. Rodzina mnie poprosiła, abym popracował z bólem, aby pacjent mniej cierpiał, ale miałem wrażenie, że trochę oczekują cudu, że z pomocą hipnozy zdarzy się coś cudownego. Z każdą sesją pacjent był słabszy i widać było, że odchodzi. Komunikowaliśmy się poprzez zamknięcie lub otworzenie oczu. W ten sposób dawał mi sygnał, że słyszy lub nie. Wcześniej, gdy był w lepszej formie, ustaliliśmy też, że może trzymać moją dłoń i sygnalizować również w ten sposób. Zastanawiałem się, jak mogę sformułować cel terapii, ponieważ było jasne, że pacjent zmierza w tę stronę, w którą ja jeszcze się nie wybieram i jest on znacznie przede mną. Wydawało się, że pacjent w jakiś sposób ceni moje wizyty. Zastanawiałem się, co ja robię i kto kogo prowadzi. Opowiadałem mu historie, pytając co pewien czas, czy mogę to robić i czy on mnie słyszy. Miałem nadzieje, że nadaje własne znaczenie temu, co słyszy. Wtedy przypomniałem sobie jedno zdanie, że chodzi nie tyle o to, co mówi terapeuta, ale o to, co słyszy pacjent. Ostatnia wizyta była taka, że pacjent nic nie mówił. Zapytałem go, czy chce, abym ja mówił, a on dał mi znak powiekami, że tak. To była sesja, w której ja dostałem najwięcej od swojego pacjenta, mimo, że nic nie powiedział. Porusza mnie to nadal.
Kiedy wracamy do tego zdania „człowiek może wszystko”, możemy odkrywać swoje własne znaczenie tych słów i pozwalać, aby pacjenci odkrywali swoje własne znaczenie.


„Od kiedy skończyłeś rok, to wiesz dobrze, że stoisz na własnych nogach. Odbyłeś wiele podróży i zawsze możesz wyruszyć w swoją własną podróż.”

 

 

Fragment  wykładu „Pokusa wolności. Kolumb, Kopernik, Chopin i hipnoza” - V Europejski Kongres Ericksonowski, Kraków, 12-15.06.2014.

 

 

KRZYSZTOF KLAJS

  • Przewodniczący Sekcji Naukowej Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.
  • Specjalista psycholog kliniczny, psychoterapeuta i superwizor S. N. Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego (cert. nr 88) oraz psychoterapeuta i superwizor Sekcji Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychologicznego (cert. nr 4), certyfikowany psychoterapeuta EAP (European Association for Psychotherapy).
  • Jest członkiem Zarządu The International Society of Hypnosis (ISH), członkiem M.Erickson Gesellschaft fur Klinische Hypnose e.V. w Monachium oraz Advisory Board Jane A. Parsons-Fein Training Institute w Nowym Jorku.
  • Prowadził zajęcia szkoleniowe z zakresu hipnozy i terapii ericksonowskiej w Austrii, Chinach, Francji, Iranie, Kanadzie, Niemczech, USA, Wielkiej Brytanii, w RPA, Meksyku, Nepalu, Hiszpanii, na Litwie i w Szwecji.
  • Współorganizator i uczestnik wszystkich edycji Międzynarodowego Seminarium Szkoleniowego w Wigrach, od 1992 r.
  • Dyrektor Polskiego Instytutu Ericksonowskiego.